Nie marnujmy zdolności dzieci

W ostatnich latach na nowo mamy do czynienia z szeroką dyskusją na temat edukacji (od edukacji przedszkolnej począwszy). Mówimy o dzieciach zdolnych i potrzebie rozwijania ich potencjału. Szeroko dyskutujemy na temat miejsca dziecka w edukacji, ścierając poglądy mówiące o potrzebie uczenia dyscypliny i podporządkowania („by uczniowie nie wchodzili na głowę nauczycielom”), z poglądami dowodzącymi potrzeby włączania dzieci w sytuacje decyzyjne, rozstrzygające, angażujące dziecko i uczące przyjmowania na siebie odpowiedzialności.

A. Gopnik, A.N. Meltzoff i P.K. Kuhl w książce „Naukowiec w kołysce. Czego o umyśle uczą nas małe dzieci”, dzielą się z nami przekonaniem, że „dzieci są fascynujące, tajemnicze i po prostu niesamowite” (Poznań 2004, Wyd. Media Rodzina, s. 20). A każdy z nas w swej drodze rozwoju, nauki, samorealizacji „rozpoczął swoją wędrówkę jako bezbronna istota, od dziecinnego łóżeczka” (Ibidem s. 21). Jak wskazują badania nad dziećmi, opisane w powyżej przywołanej książce, „zdolności, które pozwalają nam uczyć się o świecie i o nas samych, mają swe korzenie w niemowlęctwie. Rodzimy się ze zdolnością do poznawania tajemnic wszechświata, naszych własnych umysłów i pragnieniem popychającym nas do badania i eksperymentowania” (Ibidem, s. 21). Przywołane słowa są potwierdzeniem fundamentu, jaki budujemy w dzieciństwie i ogromnego potencjału, szerokich możliwości rozwoju w wielu zakresach. Jednocześnie skłaniają do smutnej refleksji, jak wiele dzieci już od pierwszych miesięcy, pierwszych lat życia, pozbawianych jest jakichkolwiek szans na pełny rozwój własnego potencjału.

dziecko
Fot. Pixabay.com

Na problem trwonienia potencjału człowieka możemy popatrzeć z trzech perspektyw – z punktu widzenia: 1) dziecka, 2) szkoły, 3) społeczeństwa i państwa.

Nie marnujmy zatem zdolności dzieci przede wszystkim dla dobra ich samych. Nie należy trwonić potencjału żadnej jednostki, choć nie zawsze te szersze możliwości w jakiś zakresach widoczne są bardzo wyraźnie. Warto jednak zgodzić się z wnioskiem D. Lewisa, który na podstawie własnych badań sformułował  znamienny pogląd, że „dziecko rodzi się wszechstronnie uzdolnione, z pełną możliwością rozwoju we wszystkich kierunkach, potencjalną wybitną inteligencją i zadatkami na rozwijanie wielkiej twórczości oraz dużym talentem społecznym. Trzeba stworzyć mu możliwości ich maksymalnego rozwoju” (Jak wychować zdolne dziecko, Warszawa 1988, PZWL, s. 9). Przywołane słowa D. Lewisa i wcześniej cytowane A. Gopnik, A.N. Meltzoff i P.K. Kuhl dowodzą, że rodzice wychowujący swoje dzieci oraz nauczyciele pracujący z najmłodszymi otrzymują wielki potencjał, który mogą pomóc wykorzystać i rozwijać, bądź zignorować. Warto jednak mieć na uwadze fakt, że w pierwszych pięciu latach życia dziecko uczy się więcej niż kiedykolwiek będzie musiało lub będzie w stanie się nauczyć, a niemowlęta ujawniają umiejętności i chęć opanowania nowej wiedzy w stopniu, który uznany byłby za oznakę genialności u dziecka starszego (A. Gopnik i In., s. 37). Jak wskazuje D. Waloszek, do 5. roku życia dziecko osiąga 80% wydolności intelektualnej człowieka dorosłego (Pytania o edukację, Zielona Góra 2003, Wyd. UZ, s. 23). „Umysł dziecka zdolny jest do niewyobrażalnych wręcz osiągnięć i może sprostać prawie każdemu żądaniu, które mu przedstawimy (…). Powodem jest bardzo jeszcze chłonny umysł, mający niezmierzone możliwości rozwoju” (Lewis, s. 37). Konieczne jest zatem refleksyjne przyjrzenie się dziecku i uzmysłowienie sobie przez rodziców i nauczycieli faktu, że choć niewielu rodzi się geniuszy, to jednak wszystkie dzieci mają mnóstwo talentów, a zadaniem społeczeństwa jest stworzenie każdemu dziecku maksymalnej szansy na ich rozwój (A. Salcher, Utalentowany uczeń i jego wrogowie, Rzeszów 2009, Wyd. Oświatowe FOSZE, s. 19). Tymczasem, jak wskazuje A. Salcher, „model myślenia, na którym opiera się nasz cały system szkolnictwa, bazuje niestety na idei przemysłowej produkcji masowej. Tempo pracy na taśmie umożliwia jedynie sortowanie zgodnie z normami i usuwanie niespełniających jej elementów” (Ibidem s. 19). Autor, powołując się na analizy Petera Senge’a, opisuje edukację następująco: „Cały system zbudowany jest na oddzielnych stopniach, które nazywa się klasami i na które dzieli się dzieci według ich wieku. Oczekuje się, że każdy uczeń będzie wspinał się stopień po stopniu w przewidzianym na to czasie. Każda klasa ma przydzielonego strażnika, który w szkole nazywa się nauczycielem. W określonym, dokładnie ustalonym czasie przygotowuje się w klasach 20-40-osobowych uczniów do egzaminów. Cała szkoła jest tak skonstruowana, aby mogła pracować zgodnie ze ścisłym rozkładem, w którym z góry dzwonkami narzucono precyzyjnie ustalone przerwy na wypoczynek i czas pracy. Każdy nauczyciel dokładnie wie, czego się od niego oczekuje, aby taśma mogła nadal poruszać się w tempie zaplanowanym z góry” (Ibidem, s. 23-24). Nie sprzyja to też samej szkole – czego również jakby nie dostrzegamy.

Zdolności dzieci i ich rozwój są bardzo ważne dla szkoły jako instytucji w dobie rankingów, czy awansu zawodowego nauczycieli. W rankingach szkół dodatkowe (bardzo znaczące) punkty otrzymują szkoły właśnie za laureatów olimpiad, konkursów. Przy awansie zawodowym nauczyciele także chwalą się sukcesami swoich uzdolnionych podopiecznych. Problem polega jednak na tym, że sukcesy te odnoszą w głównej mierze ci uczniowie, których rodzice dokładają starań, by dostrzegane zdolności rozwijać, zazwyczaj w systemie poza szkolnym. W tym miejscu można wyróżnić przynajmniej kilka problemów, które związane są z funkcjonowaniem szkoły wobec dzieci / uczniów zdolnych. Często ignorujemy w analizach dotyczących zdolności, okres przedszkolny. Infantylne spoglądanie na dziecko sprawia, że marginalizujemy ten czas, tracąc go bezpowrotnie, a z nim zasób możliwości dzieci. Dokonując analizy Raportu o kapitale intelektualnym Polski (por. www.innowacyjnosc.gpw.pl/Kapital_Intelektualny_Polski.pdf) można dostrzec, że główne oddziaływania skierowane na małe dzieci związane są z potrzebą i postulatem rozszerzenia edukacji przedszkolnej oraz podniesienia jej jakości. Wagę tych działań należy wiązać w głównej mierze z postulatem poprawy dostępności i jakości wczesnej edukacji, będącej kluczem do ograniczenia nierówności społecznych. Wspieranie uzdolnień dla wielu nauczycieli i rodziców rozpoczyna się dopiero w okresie szkolnym, tracimy tym samym pewne możliwości dzieci bezpowrotnie. Musimy mieć świadomość, że im młodsze dziecko, tym łatwiej przychodzi mu opanowanie różnych wiadomości i umiejętności, których nauczeniem się jest żywo zainteresowane.

Marnowanie potencjału dzieci szkodliwe jest także z perspektywy społeczeństwa i państwa. Żadne państwo nie może pozwolić na marnowanie talentów, ludzkiego potencjału, na stratę ludzkiego bogactwa, żadne państwo nie jest tak bogate, aby marnować talenty swoich obywateli. Edukacja to obszar bardzo drogi dla budżetu państwa i poszczególnych samorządów. Polska tymczasem zdaje się mieć nieograniczone bogactwa w tym względzie – kształci, a następnie wobec braku perspektyw pozwala ludziom wyjeżdżać do pracy poza granicami kraju. Dodatkowo edukowanie masowe / jednolite nie sprzyja wydobywaniu potencjału, innowacyjności – uśrednia bowiem potencjalne zdolności.

Obserwowane, masowe trwonienie możliwości uczących się jest stratą, na którą należy w końcu stanowczo zareagować. Należy się zastanowić z czego wynika ten problem? Do czego prowadzi utrzymywanie stagnacji? Co możemy zmienić i dlaczego warto to zmienić?

Nie wyczerpuję tu problemu, rozwijam go szerzej w artykule „Nie marnujmy zdolności dzieci. O szkodliwych schematach, rutynie i braku indywidualizacji w edukacji [w:] Dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych – implikacje dydaktyczne i wychowawcze, red. D. Umiastowska, J. Gebreselassie, Gorzów Wlkp. 2014, Wyd. PWSZ, s. 257-267). Zachęcam do refleksji!

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments